Wyobraźcie sobie, że budzicie się w hiszpańskim miasteczku Buñol, a za oknem setki ludzi obrzucają się tonami dojrzałych pomidorów. Nie, to nie jest scena z jakiejś zwariowanej komedii – to całkowicie prawdziwa tradycja La Tomatina! Kiedy pierwszy raz zobaczyłam zdjęcia z tego festiwalu, myślałam, że ktoś przesadził z filtrami na Instagramie albo że to jakiś błąd w druku. Ale nie – to po prostu kolejny normalny dzień w świecie najdziwniejszych tradycji świata.
W Południowej Korei istnieje festiwal błota w Boryeong, gdzie ludzie dosłownie tarzają się w błocie jak szczęśliwe prosiaczki na farmie. I nie mówimy tu o jakimś przypadkowym błotku z podwórka – to wysokiej klasy błoto kosmetyczne, które podobno działa jak najdroższy krem przeciwzmarszczkowy. Wyobrażacie sobie tłumaczyć szefowi, że spóźniliście się do pracy, bo braliście błotną kąpiel dla zdrowia? A jednak tysiące Koreańczyków biorą na to specjalny urlop!
W Tajlandii podczas Songkran przez trzy dni trwa największa bitwa wodna świata. Wszyscy – od małych dzieci po szacownych staruszków – uzbrojeni są w pistolety na wodę, węże ogrodowe i wiadra. To trochę jak te zabawy z dzieciństwa na podwórku, tylko że zamiast jednego sąsiada z balonem napełnionym wodą, masz przeciwko sobie całe miasto. Patrząc na zdjęcia z tego festiwalu, odnoszę wrażenie, że to jak próba umycia kota – tylko że zamiast jednego obrażonego futrzaka, masz do czynienia z setkami roześmianych ludzi.
A co powiecie na japońską tradycję Kanamara Matsuri, czyli Festiwal Stalowego Fallusa? Tak, czytacie dobrze – to całkowicie poważne święto z gigantycznym różowym posągiem, procesjami i… lizakami w bardzo specyficznych kształtach. Początkowo było to święto płodności i bezpieczeństwa w rodzinie, ale obecnie stało się jedną z największych turystycznych atrakcji. Spróbujcie tylko wytłumaczyć babci, dlaczego na Waszych wakacyjnych zdjęciach z Japonii są same… pseudoarchitektoniczne konstrukcje.
I może się wydawać, że te tradycje są kompletnie szalone – bo są! Ale czy nasze polskie śmigus-dyngus, kiedy to ganiamy się z wiadrami wody, jest mniej zwariowany? Albo tłusty czwartek, gdy objadamy się pączkami do granic możliwości, jakby jutro miał być koniec świata? Może po prostu wszyscy lubimy mieć wymówkę, żeby raz na jakiś czas zrobić coś kompletnie szalonego i udawać, że to całkowicie normalne, bo „tradycja”?
PS. A wiecie co jest najzabawniejsze? Wszystkie te tradycje zaczynały się zazwyczaj od całkiem poważnych powodów religijnych lub kulturowych. Czyli nigdy nie wiadomo – może za 100 lat ludzie będą obchodzić święto rzucania starymi smartfonami, uznając to za pradawną tradycję czasów digitalizacji?