Jak Jasiu trafił do zoo?
Jasiu wyszedł z domu do szkoły, niosąc plecak wypchany książkami. Po drodze zobaczył kota siedzącego na płocie.
„Dzień dobry, kocie!” zawołał Jasiu. „Czy wiesz może, gdzie jest moja szkoła?”
Kot miauknął i wskazał łapką w lewo.
Jasiu poszedł w tym kierunku, ale po chwili zorientował się, że trafił do zoo.
„Ojej!” westchnął. „Chyba nie powinienem pytać o drogę kota, który nigdy nie chodził do szkoły!”
I tak Jasiu nauczył się, że lepiej korzystać z mapy niż z rad przypadkowych zwierząt na ulicy.
Jak Jasiu podbił lekcję matematyki
Pani od matematyki tłumaczyła trudne zadanie z ułamkami, a Jasiu siedział w ostatniej ławce, ziewając co chwilę. Nagle wpadł na genialny pomysł. Wyjął z plecaka małą papierową samolot i zaczął go dekorować cyferkami.
„Jasiu, co ty tam robisz?” zapytała nagle nauczycielka.
„Nic takiego, proszę pani!” odpowiedział Jasiu z niewinną miną. „Tylko projektuję nowy model samolotu dla NASA. Nazywa się Matematyczny Odrzutowiec!”
Cała klasa wybuchnęła śmiechem, a pani od matematyki westchnęła głęboko.
„No dobrze, Jasiu,” powiedziała. „A możesz mi powiedzieć, jakie jest prawdopodobieństwo, że twój samolot doleci do tablicy?”
Jasiu uśmiechnął się szeroko i rzucił samolotem. Ten zrobił efektowne kółko i wylądował prosto na biurku nauczycielki.
„Sto procent, proszę pani!” zawołał triumfalnie Jasiu.
Od tego dnia lekcje matematyki stały się dla Jasia o wiele bardziej interesujące – musiał przecież obliczyć trajektorię lotu dla swoich kolejnych papierowych wynalazków!
Frisbee z niespodzianką
Jasiu i tata spacerowali po parku. Nagle Jasiu krzyknął: „Tato, patrz! Latający spodek!”
Tata, rozbawiony, odpowiedział: „Synku, to tylko frisbee.”
Jasiu nie dał za wygraną: „Ale tato, frisbee nie ma nóg!”
Zdziwiony tata spojrzał w górę i zobaczył… frisbee utknięte w gałęziach drzewa, a pod nim wiewiórkę próbującą je dosięgnąć.
„No cóż,” westchnął tata, „chyba znaleźliśmy pierwszego kosmicznego wiewiórkonautę!”
Obaj wybuchnęli śmiechem, a wesoła wiewiórka wreszcie zdobyła swój „latający spodek”.
Jasiu zaskakuje kolegów
Jasiu umówił się z kolegami na grę w piłkę nożną w parku. Przyszedł pierwszy, dumnie niosąc pod pachą… arbuza.
Gdy pojawili się Maciek i Krzysiek, spojrzeli na Jasia ze zdziwieniem.
„Jasiu, co ty wyprawiasz?” zapytał Maciek. „Mieliśmy grać w piłkę!”
„No przecież mam piłkę!” odpowiedział Jasiu, pokazując na arbuza.
Krzysiek parsknął śmiechem. „Ale to jest arbuz, nie piłka!”
Jasiu wzruszył ramionami. „E tam, szczegóły. Jest okrągły i można go kopać, prawda?”
Chłopcy popatrzyli po sobie, po czym wybuchnęli śmiechem.
„No dobra,” powiedział w końcu Maciek. „Ale jak strzelisz gola, to wszyscy jemy arbuza!”
I tak rozpoczął się najdziwniejszy i najsmaczniejszy mecz w historii ich przyjaźni. Jasiu może nie został królem strzelców, ale z pewnością został królem przekąsek!
Od Spider-Mana do bałwanka
Jasiu odwiedził swoją babcię, która właśnie przygotowywała się do pieczenia ciasta.
„Jasiu, kochanie, podaj mi proszę mąkę z górnej półki,” poprosiła babcia, poprawiając okulary.
Jasiu, chcąc zaimponować babci, wskoczył na krzesło jak mały akrobata. „Babciu, patrz, jestem jak Spider-Man!” krzyknął, sięgając po torebkę z mąką.
Nagle krzesło się zachwiało. Jasiu, próbując utrzymać równowagę, wykonał serię dziwacznych ruchów, wyglądając jak kurczak próbujący latać. Mąka wystrzeliła w powietrze, tworząc biały obłok.
Gdy kurz opadł, babcia zobaczyła Jasia całego w bieli, z dwoma kółkami wokół oczu, gdzie jego okulary zablokowały mąkę.
„Babciu!” zawołał Jasiu podekscytowany. „Udało mi się! Zostałem pierwszym na świecie człowiekiem-bałwankiem!”
Babcia, nie mogąc powstrzymać śmiechu, odpowiedziała: „Ojej, Jasiu! Chyba będziemy musieli zmienić przepis. Zamiast szarlotki zrobimy 'Jasiowe Ciastko Śnieżne’!”
Jasiu, szczerząc zęby w białej twarzy, dodał: „A może 'Tortu Yeti’? Albo 'Ciasta Mąkowego Ducha’?”
I tak Jasiu z babcią spędzili popołudnie, wymyślając coraz to dziwniejsze nazwy dla nieistniejących wypieków, śmiejąc się tak mocno, że sąsiedzi zastanawiali się, czy w domu babci nie zamieszkał jakiś wesoły duch kuchenny.