Pierwszy kontakt z filmem
Na seans „Dziewczyn z Dubaju” wybrałem się do kina studyjnego w ramach festiwalu polskiego kina współczesnego. Moje oczekiwania były mocno mieszane – z jednej strony intrygował mnie temat i nazwisko Dody jako producentki, z drugiej obawiałem się, że film może być próbą taniej sensacji. Sala była wypełniona po brzegi, co tylko potwierdzało, jak bardzo ten temat elektryzował widzów. Pamiętam szum rozmów przed seansem – każdy zdawał się mieć już wyrobioną opinię, zanim film się rozpoczął.
Między faktami a fikcją
Film uderzył we mnie mocniej, niż się spodziewałem. Jako osoba, która przez lata pracowała w branży PR-owej, doskonale rozpoznawałem mechanizmy manipulacji i budowania pozorów luksusu pokazane w filmie. Scena, w której główna bohaterka Emi (Maria Sadowska) pierwszy raz wchodzi na ekskluzywną imprezę w Dubaju, przypomniała mi własne doświadczenia z branżowych eventów – ten sam błysk fleszy, sztuczne uśmiechy i poczucie, że wszystko jest na pokaz.
Szczególnie poruszająca była dla mnie sekwencja stopniowego „wciągania” kolejnych dziewczyn w ten świat. Subtelne manipulacje, obietnice wielkiej kariery, powolne przesuwanie granic – wszystko to pokazane zostało w sposób, który każe się zastanowić, jak cienka jest granica między świadomym wyborem a manipulacją.
Niejednoznaczna pozostaje dla mnie scena konfrontacji Emi z rodzicami. Czy jej łzy były szczere, czy to kolejny element manipulacji? Ta ambiwalencja świetnie oddaje złożoność całego zjawiska.
Aktorskie metamorfozy
Największe wrażenie zrobiła na mnie Paulina Gałązka jako Emi. Znałem aktorkę głównie z ról w lekkich komediach romantycznych, więc jej dramatyczna transformacja była dla mnie prawdziwym zaskoczeniem. Scena jej załamania w hotelowej łazience należy do najlepszych momentów filmu – surowa, bez zbędnego patosu, pokazująca prawdziwą cenę pozornego luksusu.
Katarzyna Figura w roli doświadczonej „rekruterki” również zaskoczyła mnie głębią swojej kreacji. Jej postać przypomniała mi osoby, które spotykałem w świecie show-biznesu – profesjonalne i czarujące na zewnątrz, ale skrywające mroczne tajemnice.
Techniczna strona luksusu
Zdjęcia Michała Sobocińskiego zasługują na szczególną uwagę. Sposób, w jaki kontrastuje zimne, sterylne wnętrza dubajskich hoteli z przytulnym, choć skromnym mieszkaniem rodziców Emi, świetnie podkreśla rozdźwięk między dwoma światami. Sceny w Dubaju przypominają mi estetykę „Wielkiego Gatsby’ego” Baza Luhrmanna – ten sam przytłaczający przepych, który z czasem zaczyna męczyć.
Ścieżka dźwiękowa, łącząca arabskie rytmy z współczesną elektroniką, tworzy intrygujące tło dla wydarzeń. Szczególnie zapadła mi w pamięć scena pierwszego wyjazdu do Dubaju, gdzie orientalne dźwięki stopniowo przechodzą w niepokojący industrial.
Film w kontekście społecznym
Premiera „Dziewczyn z Dubaju” zbiegła się z szerszą dyskusją o wykorzystywaniu młodych osób w show-biznesie i mediach społecznościowych. Film pokazuje mechanizmy, które dziś można obserwować w świecie influencerów – gdzie granica między promocją własnego wizerunku a samo-uprzedmiotowieniem staje się coraz bardziej płynna.
Po seansie odbyłem długą rozmowę ze znajomą pracującą w agencji influencerskiej. Zgodziła się, że wiele mechanizmów pokazanych w filmie – choć w mniej drastycznej formie – można zaobserwować w dzisiejszej branży social media.
Kontrowersje i niedosyt
Największym rozczarowaniem był dla mnie powierzchowny sposób pokazania dubajskich „klientów”. Zostali przedstawieni jako jednowymiarowi, pozbawieni głębi bogacze, co moim zdaniem uprościło złożoność problemu. Film mógłby głębiej eksplorować motywacje wszystkich stron tego procederu.
Kontrowersyjna może być moja opinia, że film miejscami zbyt mocno skupia się na estetyzacji luksusu, mimowolnie gloryfikując styl życia, który próbuje krytykować. Niektóre sceny imprez przypominają bardziej teledyski niż krytyczne spojrzenie na problem.
Końcowa refleksja
Nie poleciłbym tego filmu osobom wrażliwym na trudne tematy społeczne, ale uważam, że powinni go obejrzeć wszyscy rodzice nastolatek marzących o karierze w social mediach. To ważne ostrzeżenie przed pułapkami pozornego luksusu i szybkiej sławy.
„Dziewczyny z Dubaju” skłoniły mnie do głębszej refleksji nad współczesną kulturą celebrycką i sprawiły, że z większą uwagą przyglądam się temu, co kryje się za błyszczącymi fasadami instagramowych karier.
Na koniec warto zadać sobie pytanie: czy w dobie mediów społecznościowych i pogoni za idealnym wizerunkiem, nie stajemy się wszyscy w pewnym stopniu „dziewczynami z Dubaju” – sprzedając kawałki swojego życia za likes i followersów?