Oto moja próba autentycznej i osobistej recenzji filmu „Seksmisja” jako zapalony kinoman, zgodnie z Twoimi wytycznymi:
Kurczę, nigdy nie zapomnę mojego pierwszego spotkania z „Seksmisją”! Było to w czasie lockdownu, siedziałem zamknięty w swoim mikroskopijnym mieszkaniu, próbując nie zwariować od ciągłego siedzenia w czterech ścianach. Kumpel z roku, Maciek, podczas jednej z naszych wieczornych rozmów na Zoomie, rzucił: „Stary, jak możesz się nazywać kinomanem, skoro nie widziałeś 'Seksmisji’?”. No i tak się zaczęło. Ściągnąłem film, zrobiłem popcorn i zasiadłem przed ekranem laptopa. Szczerze? Spodziewałem się jakiejś prymitywnej komedyjki o facetach w damskim świecie. Ale już po pierwszych minutach zorientowałem się, że wpakowałem się w coś znacznie większego. To nie była zwykła komedia – to była satyryczna podróż w głąb ludzkiej natury, polityki i społeczeństwa!
Analiza fabuły
Rany, co to była za jazda! Fabuła „Seksmisji” to istny rollercoaster absurdu i celnych obserwacji, który sprawił, że mój mózg pracował na najwyższych obrotach. Scena, w której Maks i Albert budzą się w przyszłości i dowiadują się, że są ostatnimi mężczyznami na Ziemi, wywołała u mnie mieszankę śmiechu i niepokoju. To było tak absurdalne, a jednocześnie tak niesamowicie intrygujące – przypomniało mi sytuację z początku pandemii, gdy nagle obudziliśmy się w świecie, którego nie rozumieliśmy.
A te wszystkie perypetie bohaterów w kobiecym świecie? Genialny pomysł! Choć początkowo wydawało mi się to przesadzone, to im dłużej nad tym myślałem, tym bardziej docierało do mnie, jak trafnie oddaje to rzeczywistość. Sam łapałem się na tym, że niektóre sceny, mimo że pochodzą z filmu sprzed prawie 40 lat, idealnie opisują dzisiejsze dyskusje o płci i równouprawnieniu.
Najbardziej uderzyła mnie jednak scena, w której okazuje się, że cały kobiecy świat to wielkie kłamstwo, a na powierzchni wciąż żyją mężczyźni. To był moment, w którym poczułem, jak głęboko ten film sięga. Niby śmieszne, a jednak gorzkie. Pomyślałem o wszystkich teoriach spiskowych, fake newsach i manipulacjach, którymi jesteśmy dziś bombardowani. To było jak zderzenie z rzeczywistością – niby oglądam komedię science fiction, a tu proszę, life lesson jak się patrzy!
Postacie i aktorstwo
Jeśli miałbym się z kimś utożsamić, to chyba z Maksem. Ten gość to chodząca definicja „człowieka, który próbuje zrozumieć świat, który go przerasta”. Jego ciągłe zmagania z absurdami kobiecego świata, te małe bunty i wielkie odkrycia – to coś, co sam nieraz odczuwam w dzisiejszym, szybko zmieniającym się świecie. Choć może nie na taką skalę, ale ile to razy łapałem się na tym, że nie nadążam za zmianami społecznymi czy technologicznymi!
A Jerzy Stuhr jako Maks? Mistrzostwo świata! Po tym filmie nie mogłem patrzeć na niego inaczej niż jak na wcielenie inteligentnego buntownika. Pamiętam, jak kilka lat później zobaczyłem go w „Trzech kolorach: Białym” Kieślowskiego i przez cały film czekałem, aż powie coś w stylu „Ciemność! Widzę ciemność!”. No ale niestety, nic z tego – to pokazuje, jak bardzo ta rola się do niego przykleiła.
Chemia między Stuhrem a Olgierd Łukaszewicz grającym Alberta to czyste złoto! Ich wspólne sceny, szczególnie ta w łaźni, gdzie próbują zrozumieć nowy świat, to komediowy majstersztyk. Widać, że ci aktorzy świetnie się ze sobą czuli na planie. Ich interakcje przypominały mi trochę relacje z moim najlepszym kumplem – niby się kłócimy i dogryzamy sobie, ale w gruncie rzeczy jesteśmy zgranym duetem.
Aspekty techniczne i artystyczne
Muzyka w „Seksmisji” to osobna historia! Ta futurystyczna, elektroniczna ścieżka dźwiękowa idealnie oddaje klimat dziwnego, kobiecego świata przyszłości. Kiedy ją słyszę, od razu mam przed oczami te sterylne, białe korytarze i dziwne maszyny. To niesamowite, jak kilka dźwięków może przenieść cię w inną rzeczywistość!
A zauważyliście te wszystkie detale w scenografii? Kurczę, te futurystyczne stroje, te dziwne urządzenia – to wszystko tworzy niezwykle spójny świat. Zawsze gdy to widzę, przypomina mi się moja fascynacja science fiction z dzieciństwa. Pamiętam, jak rysowałem podobne rzeczy w zeszytach, marząc o życiu w przyszłości.
Jeśli chodzi o styl wizualny, „Seksmisja” przypomina mi trochę „Mechaniczną pomarańczę” Kubricka. Ta sama sterylność, te same dziwne, futurystyczne elementy zmieszane z czymś znajomym. Może to dlatego, że obaj twórcy mieli dar do tworzenia światów, które są jednocześnie obce i dziwnie znajome?
Kontekst i odniesienia
Oglądając „Seksmisję” dzisiaj, nie mogę nie myśleć o obecnych dyskusjach na temat płci, feminizmu i równouprawnienia. Te wszystkie żarty i absurdy z filmu nagle nabierają nowego znaczenia. Jasne, niektóre mogą się wydawać dziś nieco niestosowne, ale czy nie pokazują nam, jak bardzo zmieniło się nasze podejście do tych tematów?
Ten film zmienił moje spojrzenie na polskie kino. Wcześniej myślałem, że nasze komedie to głównie proste żarty i płytkie historie. „Seksmisja” pokazała mi, że można połączyć humor z głęboką satyrą społeczną i polityczną. To chyba najlepsza lekcja kina, jaką dostałem od polskiego filmu, nie?
Po seansie gadaliśmy z Maćkiem do późna w nocy przez Zooma. Wywiązała się zażarta dyskusja o tym, czy „Seksmisja” to film feministyczny czy antyfeministyczny. Część znajomych twierdziła, że to seksistowski bełkot, inni uważali, że to genialna krytyka ekstremizmów. A ja? Cóż, myślę, że „Seksmisja” to nie tylko komedia, ale też zwierciadło, w którym możemy zobaczyć nasze własne przekonania i uprzedzenia.
Krytyka i subiektywna ocena
Dobra, przyznaję – był moment, który mnie lekko rozczarował. Chodzi mi o scenę, gdy Maks i Albert udają kobiety, żeby się wtopić w tłum. Trochę to dla mnie przegięte i niewygodne. Rozumiem, że to miało być śmieszne, ale ten element jakoś wybija mnie z rytmu filmu. Może to kwestia tego, że reszta jest tak inteligentna w swoim absurdzie, że ta scena wydaje się już zbyt prosta?
A teraz moja „niepopularna opinia” – uważam, że postać Lamii Reno jest niedostatecznie wykorzystana. Wszyscy chwalą główny wątek z Maksem i Albertem, ale dla mnie to właśnie Lamia, ze swoją wewnętrzną walką między indoktrynacją a naturalną ciekawością, mogłaby być ciekawszym tematem. Jej przemiana i odkrywanie prawdy o świecie to świetna metafora przebudzenia społecznego, ale film trochę to spłyca.
Gdybym miał zaproponować alternatywne zakończenie, to może pokazałbym świat kilka lat po rewolucji? Jak wygląda społeczeństwo, gdy mężczyźni i kobiety znów żyją razem? Czy udało im się stworzyć prawdziwie równe społeczeństwo, czy może popadli w nowe ekstremizmy? To mogłoby dodać filmowi dodatkowego wymiaru i skłonić do refleksji nad tym, jak trudno jest zbudować idealny świat.
Podsumowanie
Czy poleciłbym „Seksmisję”? Jasne, że tak! Szczególnie mojej młodszej siostrze, która zawsze narzeka, że nie rozumie „boomerskiego” humoru. Założę się, że nawet ona doceniłaby inteligentny humor i celną satyrę społeczną „Seksmisji”!
Ten film sprawił, że zacząłem szukać innych polskich komedii z okresu PRL-u, które pod płaszczykiem humoru przemycały ważne społeczne tematy. Kto wie, może odkryję kolejne perełki, które stoją w cieniu „Seksmisji”? To otworzyło przede mną całkiem nowy świat polskiej kinematografii.
A na koniec, prowokacyjne pytanie dla was, drodzy czytelnicy: Czy potraficie wyobrazić sobie współczesną wersję „Seksmisji”? Jak wyglądałaby satyra na dzisiejsze społeczeństwo i jego problemy? Bo mi się wydaje, że materiału by nie zabrakło…
I tak oto dobrnęliśmy do końca tej recenzji! Mam nadzieję, że choć trochę zaraziłem was moim entuzjazmem do „Seksmisji”. A teraz lecę, bo mam ochotę na kolejny seans. Kto wie, może tym razem zauważę coś, co wcześniej mi umknęło? Bo to jest właśnie piękno w klasykach – za każdym razem odkrywasz w nich coś nowego!