Od taksówkarza do gangstera: Moja nieoczekiwana przygoda z 'Kilerem’

Kurde, pamiętam to jak dziś! Był piątkowy wieczór, miałem może z 15 lat. Siedzieliśmy z ekipą u Tomka, którego starzy wyjechali na weekend. Plan był prosty – pizza, cola i jakiś film na VHS-ie. I wtedy Tomek wyciągnął kasetę z „Kilerem”. „Stary, to podobno mega śmieszne!” – powiedział. Byłem sceptyczny. Polskie komedie kojarzyły mi się głównie z żenującymi dowcipami wujków na rodzinnych imprezach. Ale cóż, dałem się namówić. I żebyście widzieli moje zdziwienie, gdy po pierwszych minutach zorientowałem się, że to nie jest zwykła komedia – to była jazda bez trzymanki przez absurdy polskiej rzeczywistości lat 90.! Siedziałem jak zaczarowany, z kawałkiem pizzy zawieszonym w połowie drogi do ust, nie mogąc uwierzyć, że polski film może być tak… zajebisty!

Analiza fabuły

Rany, co to była za przygoda! Fabuła „Kilera” to istny rollercoaster absurdu i akcji, który sprawił, że mój nastoletni mózg pracował na najwyższych obrotach. Scena, w której Jurek Kiler zostaje wzięty za płatnego mordercę, wywołała u mnie niekontrolowany wybuch śmiechu. To było tak absurdalne, a jednocześnie tak genialnie skonstruowane – przypomniało mi sytuacje z mojego życia, gdy przez nieporozumienie wpadałem w tarapaty (oczywiście na mniejszą skalę!).

A te wszystkie perypetie Kilera w świecie gangsterów? Mistrzostwo! Choć początkowo wydawało mi się to przesadzone, to im dłużej nad tym myślałem, tym bardziej docierało do mnie, jak trafnie oddaje to rzeczywistość. Sam nieraz czułem się jak Kiler – kompletnie nieprzystosowany do sytuacji, w której się znalazłem, próbujący jakoś wybrnąć z kłopotów.

Najbardziej uderzyła mnie jednak scena, w której Kiler zaczyna wczuwać się w rolę mordercy. To był moment, w którym poczułem, jak głęboko ten film sięga. Niby śmieszne, a jednak gorzkie. Pomyślałem o tym, jak łatwo ludzie potrafią się dostosować do nowych ról, nawet tych negatywnych. To było jak zderzenie z rzeczywistością – niby oglądam komedię, a tu proszę, life lesson jak się patrzy!

Postacie i aktorstwo

Jeśli miałbym się z kimś utożsamić, to chyba z Jurkiem Kilerem. Ten gość to chodząca definicja „zwykłego człowieka w niezwykłej sytuacji”. Jego ciągłe zmagania z rzeczywistością, która go przerasta, te małe zwycięstwa i wielkie wpadki – to coś, co sam nieraz odczuwam w życiu. Choć może nie na taką skalę, ale ile to razy czułem się jak słoń w składzie porcelany, próbując ogarnąć sytuację, która mnie przerosła!

A Cezary Pazura jako Kiler? Mistrzostwo świata! Po tym filmie nie mogłem patrzeć na niego inaczej niż jak na wcielenie everymana, który mimo wszystko daje sobie radę. Pamiętam, jak kilka lat później zobaczyłem go w jakimś poważnym dramacie i przez cały film czekałem, aż powie coś w stylu „Panie Szefie”. No ale niestety, nic z tego – to pokazuje, jak bardzo ta rola się do niego przykleiła.

Chemia między Pazurą a Januszem Rewiński grającym Siarę to czyste złoto! Ich wspólne sceny, szczególnie ta w restauracji, gdzie Siara próbuje nauczyć Kilera, jak być gangsterem, to komediowy majstersztyk. Widać, że ci aktorzy świetnie się ze sobą czuli na planie. Ich interakcje przypominały mi trochę relacje z moim starszym bratem – niby się kłócimy i dogryzamy sobie, ale w gruncie rzeczy tworzymy zgrany duet.

Aspekty techniczne i artystyczne

Muzyka w „Kilerze” to osobna historia! Ta charakterystyczna melodia z czołówki natychmiast przenosi mnie w klimat lat 90. Kiedy ją słyszę, od razu mam przed oczami te kolorowe dresy, wielkie telefony komórkowe i pierwsze „biznesowe” samochody. To niesamowite, jak kilka dźwięków może wywołać tak silne skojarzenia!

A zauważyliście te wszystkie detale w scenografii? Kurczę, te wnętrza mieszkań i biur to istna kapsuła czasu! Zawsze gdy je widzę, przypomina mi się mieszkanie mojego wujka, który w latach 90. próbował rozkręcić swój pierwszy biznes. Te wielkie telewizory, skórzane kanapy, nawet sposób, w jaki ludzie się ubierali – wszystko to tworzy niezwykle autentyczną atmosferę.

Jeśli chodzi o styl wizualny, „Kiler” przypomina mi trochę filmy Guy’a Ritchie’ego, szczególnie „Lock, Stock and Two Smoking Barrels”. Ta sama energia, te same dynamiczne ujęcia i absurdalne sytuacje. Może to dlatego, że obaj twórcy mieli dar do pokazywania świata przestępczego w sposób jednocześnie zabawny i intrygujący?

Kontekst i odniesienia

Oglądając „Kilera” dzisiaj, nie mogę nie myśleć o obecnej sytuacji w Polsce. Te wszystkie układy, korupcja, próby szybkiego dorobienia się – czy naprawdę tak wiele się zmieniło? Jasne, może nie mamy już tak oczywistych „Siarów”, ale czy nadal nie ma sytuacji, gdzie zwykły człowiek może zostać wplątany w wielką aferę?

Ten film zmienił moje spojrzenie na polskie kino. Wcześniej myślałem, że nasze filmy to głównie ponure dramaty albo prymitywne komedie. „Kiler” pokazał mi, że można zrobić inteligentną, zabawną i jednocześnie celną satyrę na polską rzeczywistość. To chyba najlepsza lekcja kina, jaką dostałem od polskiego filmu, nie?

Po seansie gadaliśmy z chłopakami do późna w nocy. Wywiązała się zażarta dyskusja o tym, czy sytuacje z filmu mogłyby się wydarzyć w rzeczywistości. Część ekipy twierdziła, że to kompletna fikcja, inni uważali, że to wcale nie takie niemożliwe. A ja? Cóż, myślę, że „Kiler” to nie tylko komedia, ale też zwierciadło, w którym możemy zobaczyć nasze własne społeczeństwo – z wszystkimi jego absurdami i paradoksami.

Krytyka i subiektywna ocena

Dobra, przyznaję – był moment, który mnie lekko rozczarował. Chodzi mi o scenę pościgu samochodowego pod koniec filmu. Trochę to dla mnie przegięte i niewiarygodne. Rozumiem, że to komedia akcji, ale ten element jakoś wybija mnie z rytmu filmu. Może to kwestia tego, że reszta jest tak realistyczna w swoim absurdzie, że ta scena wydaje się już zbyt hollywoodzka?

A teraz moja „niepopularna opinia” – uważam, że postać Ewy (dziewczyny Kilera) jest niedostatecznie rozwinięta. Wszyscy chwalą główny wątek z Kilerem i gangsterami, ale dla mnie to właśnie relacja Jurka z Ewą mogłaby być ciekawszym tematem. Ich związek i to, jak Ewa radzi sobie z nową „karierą” Jurka, to świetny materiał na głębszą historię, ale film trochę to spłyca.

Gdybym miał zaproponować alternatywne zakończenie, to może pokazałbym, co stało się z Kilerem kilka lat później? Czy wykorzystał swoją nową sławę? A może wrócił do bycia zwykłym taksówkarzem, tęskniąc za dawną przygodą? To mogłoby dodać filmowi dodatkowego wymiaru i skłonić do refleksji nad naturą sławy i fortuny.

Podsumowanie

Czy poleciłbym „Kilera”? Jasne, że tak! Szczególnie mojemu młodszemu bratu, który zawsze narzeka, że polskie filmy są nudne. Założę się, że nawet on doceniłby inteligentny humor i celną satyrę „Kilera”!

Ten film sprawił, że zacząłem szukać innych polskich komedii z lat 90., które nie boją się komentować rzeczywistości. Kto wie, może odkryję kolejne perełki, które stoją w cieniu „Kilera”? To otworzyło przede mną całkiem nowy świat polskiej kinematografii.

A na koniec, prowokacyjne pytanie dla was, drodzy czytelnicy: Czy potraficie znaleźć „Kilera” we współczesnym świecie? Bo mi się wydaje, że historie o zwykłych ludziach wplątanych w niezwykłe sytuacje są wciąż wokół nas – tylko może nie zawsze potrafimy je dostrzec…

I tak oto dobrnęliśmy do końca tej recenzji! Mam nadzieję, że choć trochę zaraziłem was moim entuzjazmem do „Kilera”. A teraz lecę, bo mam ochotę na kolejny seans. Kto wie, może tym razem zauważę coś, co wcześniej mi umknęło? Bo to jest właśnie piękno w klasykach – za każdym razem odkrywasz w nich coś nowego!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *